Jerzy Miller powiedział w środę, że kluczową kwestią przy wyjaśnianiu przyczyn katastrofy smoleńskiej jest fakt, że polski samolot był tak samo źle naprowadzany, jak lądujący przed nim rosyjski Ił-76.
"Wcześniej przed Tupolewem podchodził rosyjski Ił-76 z rosyjską załogą i traktowany był identycznie. Też był źle naprowadzany, też wieża nie naprowadzała prawidłowo Iła, który nie tylko o mało co się nie rozbił o płytę lotniska, bo zszedł za nisko, ale również nie szedł w osi lotniska" - powiedział szef MSWiA, przewodniczący polskiej komisji badającej katastrofę Tu-154M w środę rano w Radiu ZET.
Jak podkreślił, z wtorkowej prezentacji polskiej komisji badającej katastrofę wynika, że już podczas próby lądowania rosyjskiego samolotu transportowego warunki atmosferyczne na lotnisku w Smoleńsku były bardzo trudne. Dodał, że tuż po nieudanym podejściu do lądowania Iła zdenerwowani kontrolerzy stwierdzili, iż trzeba powiedzieć Polakom, że nie mają po co startować z Okęcia.
"My nie chcemy mówić, że ktokolwiek świadomie wprowadzał w błąd pilotów, bo po pierwsze w to nie wierzymy, a po drugie nie mamy żadnego dowodu na taki przebieg zdarzeń" - powiedział szef MSWiA.
Pytany, dlaczego MAK w swoim końcowym raporcie ukrył to, co działo się na wieży kontrolnej na lotnisku Siewiernyj, powiedział, że po stronie rosyjskiej zabrakło odwagi przyznania się do błędów.
Szef MSWiA poinformował także, że premier Donald Tusk zaczął przygotowywać protest do "organizacji międzynarodowych" ws. końcowego raportu MAK. Jak podkreślił, powodem takiej decyzji jest bardzo długa lista uchybień proceduralnych po stronie rosyjskiej, która wpłynęła na przebieg badań. "Dlatego uważamy, że te badania nie są zakończone i że te badania trzeba kontynuować" - zaznaczył Miller.
Na podstawie: PAP